Komin numer dwa… i ta klasyczna pewność: „przecież to proste!” 😅
Kiedyś, jakieś siedem lat temu, uszyłam sobie bardzo fajny komin. Taki idealny, miękki, perfekcyjny. Do dziś go pamiętam.
I chyba dlatego w sobotę kupiłam piękny filcowy materiał i stwierdziłam:
„Uszyję sobie nowy! Jutro, pojutrze… no, kiedyś.”
Jak to bywa – zwlekałam.
Aż dzisiaj, patrzę na zegarek:
Mam do pracy na 9:00.
Czyli idealnie! Przecież zrobienie komina to góra pół godziny, prawda?
PRAWDA? 🤡
Z takim cudownym przekonaniem zaczęłam szyć.
Bez planu. Bez myślenia. Bez przypomnienia sobie, JAK ja to zrobiłam te siedem lat temu.
Zszyłam jedno.
Zszyłam drugie.
Patrzę: coś nie gra.
Ale mówię sobie:
„A dobra, spróbuję jeszcze raz.”
No i spróbowałam.
I wyszło… coś.
Komin niby był, ale absolutnie nie taki, jaki chciałam.
Nie można go było wywinąć na drugą stronę, jak normalny komin.
Został mi tylko jeden mały otwór i wyglądało to trochę jak konstrukcja z innego wymiaru.
Wniosek?
Z pamięcią z czasów dinozaurów i szyciem „na spontanie” to nawet filc się poddaje.

No dobrze…
Zapomniałam, jak się szyje komin.
Trochę kicha, wiem.
Więc przekopałam się szybko przez Internet i znalazłam filmik na YouTubie.
A wiecie, co lubię?
Takie krótkie, proste tutoriale, gdzie ktoś pokazuje wszystko bez gadania przez 20 minut o historii materiałów od średniowiecza.
Klik – obejrzane – i nagle:
Próba numer 2
Tym razem postanowiłam odejść od szarości i uszyć coś bardziej energetycznego — piękny zielony dżersej.
– długość = obwód głowy + zapas na szew,
– szerokość = 30 cm (ale spokojnie można zrobić od 25 do 30 cm
Minęło kilka dni i komin był mi naprawdę potrzebny.
Na początku wkroiłam prostokąt:
Kiedy miałam już odpowiedni wymiar, wszystko poszło naprawdę szybko.





Tym razem kluczowy etap zrobiłam dobrze
Na zdjęciu widać, że spinamy kolor do koloru, prawa do prawej, tak aby wszystko ładnie się zeszło.

zostaw kilka centymetrów otworu, żeby móc przewinąć cały komin na wierzch.




Mam też krótki tutorial, około minutowy.
XoXo
Bozena
Komentarze
Prześlij komentarz